Palm kontratakuje

Palm PreKolejny z postów z serii „Poszukuję smartfonu dla siebie”, tym razem z bonusową wartością nostalgiczną.

W wojnie o tytuł „iPhone killera”, który różne techblogi i podobne serwisy chcą przyznać każdemu nowemu smartfonowi, pojawił się nowy gracz. Palm, firma znana, aczkolwiek od pewnego czasu „w uśpieniu”, na targach CES zaprezentowała swoje nowe dzieło: telefon Palm Pre.

Zanim napiszę co to Pre i czemu ma szansę być fajne, trochę wspomnień. O firmie Palm słyszałem jeszcze w czasach, kiedy o Internecie w domu można było pomarzyć. Ich „małe komputerki” robiły wrażenie. Po jakimś czasie i ja kupiłem sobie PDA tej firmy – był to model Tungsten|T sprowadzany z USA (można je było kupić legalnie w Polsce, ale w Stanach były sporo tańsze, a korzystając z uprzejmości kolegi zaoszczędziłem jeszcze na przesyłce). Byłem zachwycony. Tungsten był szybki, prosty w obsłudze, a w Internecie można było znaleźć olbrzymią ilość darmowych programów. Miał jednak swoje minusy: system operacyjny PalmOS nie był wielozadaniowy – we wcześniejszych wersjach możliwe było jedynie przełączanie między programami uruchamianymi „w miejscu” (system nie rozróżniał RAMu i systemu plików, więc w uproszczeniu można było powiedzieć, że wszystkie programy były „uruchomione” na raz) – później, wraz z wprowadzeniem obsługi kart pamięci, zostało to zmienione, ale w dalszym ciągu programy funkcjonowały tak, jakby cały czas były uruchomione.

Czasy się zmieniały, PalmOS – nie. To, co kiedyś było zachęcającą prostotą, później stało się kulą u nogi. A konkurencja nie spała. Słaby sprzęt z czasem został unowocześniony i przestał być obciążeniem dla PDA z systemem Windows CE (później Windows Mobile), powstały nowe programy, PDA zaczęły mieć WiFi, GPSy… A Palmy nie. Zamiast iść do przodu – w pewnym palmofonie postanowiono nawet wykorzystać starszy procesor i system operacyjny, aby urządzenie mogło dłużej pracować na baterii.

Po latach niebytu Palm powraca, oferując nam (na razie wirtualnie) nowoczesne urządzenie, mające wszystko czego by można było oczekiwać (WiFi, GPS, pełny Bluetooth, 8GB wbudowanej pamięci, aparat 3Mpix), z nowym, nastawionym na sieć systemem operacyjnym, klawiaturą QWERTY i ciekawymi rozwiązaniami w kwestii UI (więcej na ten temat można poczytać na Engadget). webOS, bo tak się nazywa nowy system, pozwoli na pisanie programów w technologii znanej webdeveloperom (Javascript, HTML, CSS, XML), przez co można się spodziewać szybkiego powstania bazy programów.

Jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się porównania Pre z iPhone i G1, np. na Gizmodo,  w którym to pomimo wyraźnie subiektywnego charakteru tego porównania (np. w kategorii „Sprzętowa klawiatura” wygrał iPhone, który klawiatury sprzętowej nie posiada) i w zasadzie pominięcia G1 w większości punktów, Pre prezentuje się bardzo mocno.

Telefon pojawi się w sprzedaży dopiero w drugim kwartale tego roku, więc jeszcze dużo czekania przed nami.

Z kolei osoba która już widziała następce G1 twierdzi, że nowy telefon z Androidem przebije Pre – zapowiada to ciekawą sytuację, jako że oba telefony mają wejść na rynek w tym samym czasie. Pożyjemy zobaczymy – znając produkty Palma, daję tej firmie trochę kredytu zaufania.

Kościół się nie zmienia!

Ten post i tak chciałem napisać, ale teraz do jego napisania zmotywował mnie wpis lRema pt. „Kościół się nie zmienia?”, więc do pewnego stopnia jest to polemika z Jego notką.

lRem pisze o zmianach w sposobie celebrowania mszy czy dopuszczeniu osób świeckich do obrządku, co dla mnie jest mało istotne. Istotny dla mnie jest światopogląd, który najwyraźniej nie ma ochoty się zmienić.

Święta Bożego Narodzenia spędziłem u „teściów to-be” i tam też byłem w kościele na pasterce. Liczyłem, że ksiądz będzie mówił, że Bóg się narodził, że to powód do radości, żeby się dzielić tą dobrą nowiną itp. Jakże się myliłem…

Poczułem się jakbym był w średniowieczu, kiedy to Kościół, w celu umotywowania ściągania kasy, utrzymania władzy i kontroli nad ciemnym ludem, straszył motłoch piekłem. W pasterkowym kazaniu ksiądz może piekłem nie straszył, ale za to mogłem posłuchać jak to ludziom jest źle. Zaczął od kryzysu. Kryzys skierował jego myśli ku emigracji zarobkowej, co powoduje złe warunki wychowania dzieci pozostających w kraju. A jak źle w kraju – to zaczął opowiadać o tych co biją dzieci, piją. Co robią piekło (tak dokładnie powiedział) nawet w dniu wigilii Bożego Narodzenia. A czemu to wszystko? Bo nie przystępują do komunii! I tak oto ksiądz przekazał nam rozwiązanie wszystkich problemów świata.

Rozumiem, że ksiądz musi zachęcać jakoś ludzi do przychodzenia do kościoła. Ale czemu w ten sposób? Nie wiem jak to wygląda w reszcie świata, ale jestem skłonny uznać, że to nasza narodowa tradycja, bo przecież każda kampania społeczna też jest realizowana poprzez wywołanie strachu czy wyrzutów sumienia. No i moment na straszenie też – moim zdaniem – niezbyt szczęśliwy.

Może to był tylko ewenement? Zapewne. Nie chcę generalizować. Ale takie przypadki jak ten wyżej opisany nie powinny się zdarzać.