Archiwa kategorii: Motoryzacja

Ulice zimą.

Wracałem w nocy do domu – koło 3AM – przez trasę szybkiego ruchu ciągnącą się przez całą Warszawę (nazywana różnie – całość to trasa NS, część po wschodniej stronie wisły to trasa Toruńska, po zachodniej – trasa AK). Szybki ruch był tylko z definicji. Bardzo się cieszyłem, że jadę „jasną długą prostą”, o tej porze całkowicie pustą (no, przynajmniej przez większą część), bo mogłem zaszaleć i jechać 60 km/h. Jak pojawiły się inne samochody, wolałem zwolnić do 45 km/h.

Jako że zima zaskoczyła w tym roku nie tylko drogowców, ale też i mnie, nie zdążyłem zmienić opon na zimówki (a głupi wyciągałem je niedawno z piwnicy…), więc jazda dostarczała niezapomnianych wrażeń. Hamowanie z prędkości 50 km/h do zera dokonywało się w dobrych warunkach na długości ok. 70 metrów. Dojeżdżanie do świateł czy skrzyżowania podporządkowanego ograniczało się do turlania z prędkością 20 km/h. A i to czasem było na granicy stłuczki – z taką właśnie prędkością dojeżdżałem do ronda, zauważyłem, że na rondzie jest już samochód, więc zacząłem hamować – zatrzymałem się w bezpiecznej odległości, ale gdybym zaczynał z prędkości minimalnie większej, to wjechałbym na rondo (dobrze, że facet na rondzie był ostrożny – sam też się zatrzymał).

Tak więc podsumowując przydługą wypowiedź: jechało się fajnie, ale gdyby miało się to dziać w ciągu dnia, a co gorsza w tygodniu – chyba bym umarł (z nerwów, korków i ogólnego zamieszania).

Drogowcy

Samochodem jeżdżę od stycznia. Motorem – rok dłużej. Wydawałoby się, że przez rok człowiek może przeżyć wszystko, co „polskie drogi” mają do zaoferowania. Otóż nie. Prawdziwe przeżycia zaczęły się dopiero jak zacząłem jeździć samochodem. Wcześniej doświadczyłem tylko wrogości ludzi z „puszek” w stosunku do tych na motorach. Teraz doszła jeszcze świadomość głupoty – na motorze jakoś nie zwraca się na to uwagi, tylko cieszy się, że się uniknęło wpakowania w samochód, który wyjeżdża sobie beztrosko z podporządkowanej, bez żadnego śladu rozglądania się.

Przedwczoraj, jadąc dosyć późno Trasą Toruńską (dla nietutejszych – trasa ekspresowa, przez całą Warszawę w zasadzie, 3 pasy w każdym kierunku), trafiłem na „skoczka”. Pan dojeżdżał do samochodu na jego pasie, szybkie hop na pas obok, nawet nie patrząc, czy ma miejsce na taką zmianę, nie mówiąc już o tym, że nie ma sensu zmiany pasa, bo samochody tym pasem jadą wolniej, więc szybciej nie pojedzie, musi ostro dać po hamulcach. Co robi w takich okolicznościach „skoczek”? Wraca spowrotem na lewy pas. I jak piłeczka pingpongowa, skacze sobie chyba dlatego, że lubi zmieniać pasy, bo nie ma to żadnego sensu. Czasem uda mu się wyprzedzić jeden samochód, czasem nie… Komentować sensowności nie będę, bo aż szkoda się wysilać.

Wczoraj z kolei jechałem sobie przez rondo – cześć skomplikowanego systemu drogowego przy „centrum handlowym” – późno było, zero samochodów, w tym miejscu nie ma nawet latarni, a przez środek ronda wesoło jedzie sobie rowerzysta, bez żadnych odblasków, bez światełek… Dobrze, że wolno jechał, bo nie miałem najmniejszych szans go zauważyć. I by było – „młody, świeży kierowca potrącił Bogu ducha winnego rowerzystę”.

A co się dzieje na motorze to już zupełnie inna historia. Ludziom bardzo dokucza, że przejeżdżam między samochodami, a oni muszą stać w korku. To, że ja przejadę, dla nich zupełnie nic nie zmienia, ale tu odzywa się tzw. „polska mentalność” – ja nie mogę, więc innym nie dam. I zajeżdżają drogę. Całe szczęście to nie reguła, są ludzie, którzy robią miejsce.

Nasze drogi to miejsce dla ludzi o mocnych nerwach… Jeśli się takich nie ma, to człowiek szybko dostanie nerwicy i będzie się zachowywać jak typowy samochodowy furiat.