Archiwa kategorii: Obserwacje

Genialne pomysły z TV

Jednak z siedzenia przed telewizorem można coś wynieść (nie, nie skrzywienie kręgosłupa). Miałem pewien problem – wydumany, ale jednak. Otóż lubię koszulki z ciekawymi nadrukami, ale mało kto w Polsce robi takie w ilościach na tyle dużych, żeby opłacał się sitodruk. Większość jest robiona folią Flex lub inną, podobną technologią termotransferową. Ma to wielki minus – folia zatyka szczeliny w tkaninie, przez co koszulka od środka też się robi gumowa; jaki to ma wpływ na skórę nie muszę mówić.

Ostatnio zrobiłem sobie koszulkę na zamówienie, ale miała opisany wyżej problem, więc leżała przez pewien czas w szafie. Ale pewnego wieczoru, podczas oglądania The Big Bang Theory, doznałem natchnienia. Sheldon, jeden z głównych bohaterów, prawie wyłącznie pod t-shirtami nosi koszulki z długim rękawem. I stwierdziłem – no jasne! Przecież warstwa separująca rozwiąże problem! Przetestowałem, działa, planuję zamówienia kolejnych koszulek z nadrukami.

Promocja promocja

Tym razem nie będzie problemów ludzkości, tylko bardzo przyziemne, dosyć oczywiste sprawy. W polityce bagno takie, że nie chce się komentować.

Nie lubię jak mnie ktoś robi w jajo. Wiem, że wszelkie „promocje” w supermarketach to przekręty – w najlepszym przypadku jest tak, że jedna rzecz jest 10 gr tańsza, a reszta 5 zł droższa. Ale widać to dopiero, jak się robi zakupy w jednym miejscu regularnie.

Na cotygodniowych zakupach zauważyłem, że papierowe ręczniki, który to „model” zwykle kupuję, są w promocji „3+1 gratis”. Nie potrzebowałem akurat jakoś pilnie, ale jako że taka korzystna promocja, to byłem skłonny wziąć – w końcu się nie zmarnuje, a parę złotych zostanie w kieszeni.

Ale zerknąłem na cenę.

Te 3 rolki kosztowały ~10 zł. Szybkie obliczenia wykazały, że to coś sporo, bo do tej pory płaciłem ~5 zł za paczkę dwóch. Szybkie przejście do półki z „niepromocyjnymi” ręcznikami wyjaśniły tajemnicę – teraz zwykłe opakowanie dwóch rolek kosztuje 6,99 zł. Stwierdziłem „No wai”, tak to nie będziemy się bawić, i ręczników nie wziąłem. Pewnie im poszło w pięty.

Tak więc, drogi konsumencie, bądź świadomy, i nie graj w ich gierki, według ich zasad. Fight the power! Excelsior!

Granice zaufania

źródło: niebezpiecznik.pl

Kiedy w grę wchodzą pieniądze, zaufanie jest istotną kwestią. Pewne rzeczy można wybaczyć, innych nie. Na przykład bankowi mogę wybaczyć, że ma planowane przestoje, kiedy na przykład aktualizowane jest oprogramowanie. Mogę też wybaczyć przestój nieplanowany – cóż, awarie się zdarzają, nawet najlepszym. Poklnę trochę, że nie mogę się dostać do moich pieniędzy, ale wcześniej czy później zobaczę, że wszystko jest na swoim miejscu.

mBank wczoraj zrobił rzecz, którą wybaczyć trudno. Przez błędy w systemie przelewy trafiały nie tam gdzie trzeba. Wprawdzie rzecznik prasowy banku mówił, że niepoprawne są tylko i wyłącznie opisy, ale z innych źródeł wiadomo, że nie było tak różowo. Ktoś dostał nie swoją pensję, ktoś inny dostał płatności za dziwne przedmioty z allegro. Rano robiłem kilka większych przelewów, zastanawiałem się, czy dojdą we właściwe miejsce – jeden wiem, że doszedł, zobaczymy co z drugim.

Nie wiem, co przewiduje procedura kryzysowa na okoliczność przelewowej ruletki, ale mBank… zablokował dostęp do wyciągów. Możliwe, że to po to, aby odciąć potencjalny dostęp do danych osobowych zawartych w potwierdzeniach przelewu, ale to tylko spotęgowało uczucie niewiedzy co się dzieje ze środkami na kontach.

Nawet jeśli bezpośrednio mnie to nie dotknie, to i tak fundament zaufania został poważnie naruszony – przez błąd banku moje pieniądze mogę bezpowrotnie stracić – no bo przecież jeśli wyjdą one poza bank, to nie ma gwarancji, że ktoś je zwróci.

mBank ogłaszał wielki sukces, jakim było wprowadzenie przelewów natychmiastowych (bez czekania na sesję Elixiru) do MultiBanku (który niby jest w tej samej grupie kapitałowej, co mBank, ale posiada osobny system informatyczny) – możliwe, że przy tej okazji coś zostało niedopatrzone.

Obraz zarąbany bezczelnie z niebezpiecznik.pl

Demagogia, czyli jak liczyć, żeby wyszło na nasze

Z dzisiejszego artykułu w Gazecie Prawnej pt. „Kosztowny niewypał z elektroniczną bransoletą„:

URZĄDZENIA SYSTEMU DOZORU elektronicznego kosztowały 22 mln zł. Ale z tzw. bransoletek skorzystały tylko 223 osoby. Zamiast oszczędzać, państwo płaci 100 tys. zł na skazanego!

Jeśli tak – to ja przebijam. Stadion narodowy kosztował już pewnie z 200 mln zł (planowany całkowity koszt to ok. 1,5 mld zł), skorzystało z niego jak na razie 0 widzów, to znaczy że stadion to koszt nieskończoność zł na widza!

Według informacji z tego samego artykułu, miesięczny koszt operacyjny to 750 tys. zł. Dzieląc to na aktualnych 223 skazanych korzystających z systemu, wychodzi ok 3,4 tys. zł miesięcznie – w porównaniu do pięciu tysięcy na zwykłego więżnia, to jest już zysk. Zapewne przy zwiększeniu ilości więźniów z „obrączkami” koszt na osobę będzie się rozkładał jeszcze korzystniej. A że jest koszt wejścia… zawsze jest. Im dłużej to będzie działało, tym sensowniejszy będzie wynik finansowy.

Można się przyczepić, że długo to trwało, że ten wspomniany koszt wejścia jest zbyt duży (ale czy na stworzenie dużego systemu tej klasy 22 mln zł to faktycznie tak dużo?), ale takie wyliczenia są po prostu durne.

Kosztowny niewypał z elektroniczną bransoletą

Priorytety medialne

Kolejna choroba w Polsce: media, które mają dziwne priorytety. Tusk pojechał w podróż po krajach Azji południowo-wschodniej, co może sporo dać w kwestii wymiany handlowej. Jakkolwiek mamy długą historię pozytywnej współpracy gospodarczej z Indiami czy Wietnamem, ostatnio się nieco w tej kwestii zapuściliśmy. I co? W „Faktach TVN” materiał o tym jakim samochodem jechała delegacja rządowa. Już w „Dzień dobry TVN” materiał był bardziej merytoryczny – rozmowa o faktycznych potencjalnych korzyściach z wyprawy, ale nagłówek był już typowy – „Egzotyczna wyprawa Tuska” (czy coś takiego), podkreślający tylko nagonkę na wyjazdy zagraniczne polskich delegacji, rozpoczętą przy okazji wyjazdu do Ameryki Południowej (która nota bene żadnych efektów, poza kurtuazyjnymi, nie miała).

W gazetach na temat wyjazdu – nic, albo prawie nic. Wiadomości w telewizji publicznej oglądam rzadko, więc nie mam porównania, ale poziom stronniczości doboru informacji skutecznie mnie zniechęcił do oglądania ich programów informacyjnych.

Interpolityka

Znawstwo polityki w wydaniu internetowym (a szczególnie – blogowo-portalospołecznościowym) mnie rozbraja. Już dawno straciłem jakąkolwiek ochotę na wdawanie się w dyskusje. Już nawet nie chodzi o orientację w temacie, czy o różnice poglądów (które szanuję, o ile jest to faktycznie kwestia światopoglądowa, a nie doktrynalna) – a raczej o zdolność wymiany poglądów na poziomie późnej piaskownicy. Cała debata odbywa polega na przerzucaniu się mądrościami w stylu „Wy nie robicie tego czego TVN24 nie kazała zrobić”

Przykład? Przed chwilą zajrzałem na fejsbukowy fan-page, który – jak zrozumiałem – miał grupować ludzi zachęcających PO do pozytywnego działania. I kto tam jest? 90% wypowiedzi to ewidentnie ludzie pro-PiSowscy, wyrażający swoje frustracje poprzez patrzenie z góry na innych, najwyraźniej „gorszych”. Tu dochodzą też oczywiście komentarze ukazujące orientację w sytuacji politycznej kraju na poziomie nagłówków z „Faktu”, ale to już zupełnie inna kwestia.

Przejrzałem sporo wpisów na tym fan-page’u, i chciałem zacytować wypowiedzi obu stron, pokazujące negatywne wypowiedzi, ale serio, nie byłem w stanie znaleźć, ze względu na przeładowanie pro-platformerskiej strony wypowiedziami stronników PiS. Znalazłem o PO: „lemingi”, kapitalizowanie liter „PO” w każdym słowie („POpaprańcy”), robienie dramatu z podwyżki VAT o 1%, dialektyczne dyskusje nt. czy PO jest liberalna a czy PiS socjalistyczne…

Żeby nie było, że jadę po „pisowcach” – w drugą stronę to na pewno też działa. Aczkolwiek… PiS nie daje nawet żadnej szansy na skomentowanie ich działań politycznych, bo działalność partii ogranicza się do okolic Smoleńska i Krzyża, a oceny rządów Kaczyńskich są idealizowane ponad zdrowy rozsądek.

(chciałem napisać notkę o Wojnie Krzyżowej, ale jak czytam – a to by było niezbędne do stosownego przygotowania tematu – o tym temacie to mną telepie, więc chyba sobie daruję)

Bij policjanta

Nie wiem, czy to, co w artykule „Polowanie na policję” przedstawił Newsweek (12/2010) to dowód na nagłe zwiększenie się ilości aktów brutalności przeciwko policjantom (z ośmiu przedstawionych przypadków z ostatniego miesiąca miesiąca na przykład dwa to ataki przez włamywaczy samochodowych – a ich za reprezentantów młodzieży bym nie brał), ale coś jest na rzeczy. I chodzi tu o rzucenie brzydkiego słowa do pana w mundurze, ale o brutalne, zbiorowe, często zaplanowane ataki, wparowywanie na komisariat z siekierą (!).

Coraz bardziej czuję, że się starzeję, bo „za moich czasów” takiej masowej nienawiści do wszystkiego w mundurze nie było. Owszem, były napisy „HWDP” na ścianach (tak, wtedy jeszcze „H”, nie „Ch”), ale to były wybryki kojarzone raczej z blokersami, których wtedy było niewiele – a na pewno nie była to dominująca grupa. Tymczasem obecnie każdy kto słucha hip-hopu czuje się w obowiązku pluć na policję.

Źródła tej nienawiści są nie do końca określone. To raczej dogmat. Pies jest psem bo jest psem. Oczywiście podstawowym źródłem tych zachowań jest „kontestacja aparatów władzy”, jak by to można ładnie nazwać – ogólnie chodzi o to, że policja psuje zabawę. Bo przecież wiadomo, że rzucanie śmietnikami w autobusy jest bardzo ciekawe, natomiast policjant przychodzi i zabrania. Dlatego policjanta takiego trzeba dźgnąć nożem – stało się tak w lutym na warszawskiej Woli, jak pewnie wszyscy wiedzą. Ale zabranianie zabawy śmietnikami to bardzo mocny powód do napaści – a wystarczą dużo słabsze. Na przykład w Szczecinie trójka 20-latków zasadziła się na policjanta po służbie, bo ten kilka dni wcześniej ich… wylegitymował.

Według artykułu z Newsweeka, osoby stawiające się Policji zyskują poklask otoczenia, zwłaszcza na forach internetowych. Może i tak jest, ale trzeba pamiętać, że w Polsce grupa gangsta z gimnazjów, „white niggerów” czy innych pozerów jest wyjątkowo rozbudowana, a grupy te znane są z tego, że są mocne w gębie. I fakt, robią różne głupoty dla poklasku – bo przecież to istota pozerstwa – ale czy oni faktycznie by się zdobyli na jakieś bardziej oficjalne akty społecznego nieposłuszeństwa – nie sądzę.

Ale problem moim zdaniem jest. Z tymi, którzy nie siedzą na forach internetowych, tylko przed blokami. Którzy irytują wszystkich dookoła, ale wszyscy boją się im zwrócić uwagę. Którzy nie mają autorytetów, nie boją się konsekwencji, nie myślą o niczym. Dr hab. Jacek Kurzępa, socjolog młodzieży, mówi:

Młodzi nie mają jeszcze wyrobienia przestępczego, żeby móc dozować agresję, żeby skalkulować, że wcale nie trzeba kogoś zabijać, aby osiągnąć pożądany skutek. Aby dokonać rabunku, wystarczy często postraszyć nożem. Młody zaś, gdy wyciąga nóż, gotów jest go naprawdę użyć.

Daruję sobie teraz dywagowanie „czemu tak jest?” czy komunały „a gdzie są rodzice?”, „w szkole już niczego nie uczą!”, czy bzdury jak „to wszystko przez gry komputerowe”.

Nie ma możliwości ingerencji w sposób wychowania dziecka w domu, a raczej jego braku. A jeśli jest jak jest, to trzeba zadziałać z innej strony. Ministerstwo Sprawiedliwości, po głośnym przypadku zadźgania policjanta przeszkadzającego w rzucaniu koszem na śmieci, szybo przygotowało projekt ustawy zaostrzającej kary za ataki na funkcjonariuszy. Tylko czy to coś da? Moim zdaniem nie. Jeśli ktoś wyciąga nóż – nie ważne czy to na policjanta czy na zwykłego przechodnia – to mu nie robi różnicy, czy za zabójstwo będzie siedział 20 czy 25 lat. Bo nie myśli o konsekwencjach – taka już jest radosna mentalność dzieci, czy to pięcio-, czy dwudziestopięcioletnich (dlatego właśnie jak dziecko podpali dywan, rodzic pyta „Czy ty myślałeś co może się stać?!”, a odpowiedź jest zawsze ta sama – nie, nie myślał). Za to bardzo sensowna jest druga część propozycji – otóż Ministerstwo sugeruje, aby osoba pomagająca policjantowi, która przekroczy granice obrony koniecznej, była chroniona tak, jak funkcjonariusz publiczny. I w drugą stronę – osobie atakującej takiego „pomocnika” będą przedstawione zarzuty napaści na funkcjonariusza publicznego.

Teraz przykład z drugiej strony. W Słupsku dzielnicowy jest oskarżony o pobicie trzech młodzieńców. W żadnym wypadku nie popieram maltretowania zatrzymanych na posterunkach – bo to nikomu na dobre nie wychodzi, poczynając od skojarzeń z MO, na dawaniu powodów gówniarstwu skończywszy. Nie ma też żadnych obiektywnych relacji jak cała sprawa wyglądała – wiadomo, że policja interweniowała w sprawie grupy wyrostków, którzy ciągle siedzieli na klatce schodowej, niszczyli budynek – generalnie to, co robią blokersi, a przeciwko czemu mało kto się sprzeciwia, bo po prostu ludzie się boją; gówniarzy zatrzymano, a po wypuszczeniu, jeden z nich poskarżył się rodzicom, że policjant bił ich pięścią po twarzy. Czemu wspominam o tej sprawie? Bo jest takie powiedzenie: „chcesz komuś przyłożyć, walnij policjanta – nie odda”. Policjant powinien z dzieciątkami obchodzić się jak z kwiatuszkami, a nie mam wątpliwości, że rodzice tych blokersów uznają swoje dzieci za najświętsze. Tutaj dzielnicowy „oddał” (zakładając, że reagował na zachowanie gówniarzy) – i ma za swoje. Czekać tylko, aż na dzielnicowego i pozostałych trzech policjantów biorących udział w sprawie „ktoś” napadnie, i będzie kolejna szopka w TV.

Chciałbym, żeby policjanci swobodnie działali w granicach prawa – żeby mogli stosować reakcję proporcjonalną do akcji, albo nawet minimalnie powyżej (serio, nie mam nic przeciwko rzuceniu na glebę i skuciu bezczelnego gówniarza). Szkoda tylko, że każda zasada będzie naginana przez psychopatów, którzy zawsze się wcisną gdzie nie powinni…

Procedury Poczty Polskiej

Poczta Polska gra w bardzo ciekawą grę pt. „Zgadnij co zrobię z poleconym” – niestety nie znam zasad tej gry. Możliwe, że ich nie ma, a zachowanie jest losowe, ew. jest powiązane z regułą najmniejszego wysiłku.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy listonosze przestali się bawić w doręczanie listów poleconych do rąk własnych, jak by można po liście poleconym się spodziewać, ale po prostu wkładali je do skrzynek na listy. Owszem, można sobie zażyczyć taką usługę poprzez wypełnienie na poczcie stosownego formularza – ma to sens jeśli na przykład w godzinach wędrówek listonoszy nigdy nie jest się w domu, a adresatowi nie przeszkadza że listy te trafią do skrzynki. Tylko że ja żadnej takiej prośby nie wyrażałem!

Swego czasu stałem w kolejce na poczcie po odbiór awizowanego listu (kolejki na poczcie to rzecz nieśmiertelna – są zawsze), i słyszałem pana, który skarżył się kierowniczce, że on składał oświadczenie, że chce żeby jego polecone trafiały do skrzynki, a listonosz uparcie zostawiał awizo.

Jest jeszcze trzecia opcja w pocztowej grze – awizo w skrzynce, nawet jeśli cała rodzina była w domu, wiec argument „mieszkanie zamknięte” (tak ostemplowywane są na poczcie przesyłki, jeśli listonosz nie zastał nikogo pod adresem docelowym) brzmi śmiesznie (nota bene z argumentu tego korzystają bardzo często niewyrabiający się z dostawami kurierzy). Któregoś razu moja rodzicielka wracając do domu trafiła na listonosza, który zostawił przed chwilą awizo – okazało się, że on nawet nie wziął przesyłki ze sobą z poczty. W takiej sytuacji fakt, ciężko przesyłkę dostarczyć, jeśli się jej fizycznie nie ma.

Powiedzmy że rozumiem, że listonosze się nie wyrabiają, mają ciężkie torby, muszą przez błoto i deszcz doręczać przesyłki, ale to nie mój problem – ja (czy też ktokolwiek inny, wysyłający do mnie listy) płacę za konkretną usługę, i oczekuję jej realizacji. Nie obchodzi mnie, że ktoś ma bajzel w papierach i nie wie do kogo doręczać polecone do rąk własnych, a do kogo trzeba podreptać na 10-te piętro. Nie obchodzi mnie, że listonosze nie wyrabiają się z terminami, i żeby zaoszczędzić czas nie drepczą na te 10-te piętro. Jeśli jest za mało listonoszy a PP nie stać na zatrudnienie nowych, to albo usługi pocztowe są zbyt tanie, albo nasz monopolista jest źle zarządzany (ciekawe czemu instynktownie czuję która odpowiedź jest prawidłowa?).

Podsumowując, ta firma, ze swoim poziomem usług, musi paść.

Przy okazji polecam lekturę artykułu „e-biznes z pocztą polską – dramat w kilku aktach!” na AntyWebie, gdzie opisane są perypetie biznesowego klienta PP.

Preferencje alkoholowe

Trafiłem ostatnio na ciekawą mapkę, pokazującą preferencje alkoholowe w różnych krajach Europy:

Legenda:

Czerwony Wino
Żółty Piwo
Niebieski Wódka

Mapa jest o tyle ciekawa, że można z niej próbować wyciągać różne wnioski (zakładając oczywiście, że jest ona poprawna). Na przykład, można uznać, że wino jest popularne tam, gdzie mogło być faktycznie uprawiane (południe kontynentu), a z kolei wódka jest lubiana tam, gdzie jest zimno. Ciekawi mnie podział Polski na strefy wódki i piwa. Możliwe, że na piwną strefę zostały wyznaczone tereny „Ziem Odzyskanych„, gdzie teoretycznie tradycyjne niemieckie zamiłowanie do piwa może mieć głębsze korzenie, ale de facto te tereny obecnie zamieszkują ludzie przesiedleni z Kresów, Bieszczad itp. Bardziej sensowne dla mnie by było wytyczenie linii granicznej wódka-piwo na granicy zaboru rosyjskiego. Niestety nie mogę teraz tego nigdzie odszukać, ale czytałem gdzieś, że w Polsce generalnie wódka jako-taka nie była bardzo popularnym trunkiem, a rozkwit jej popularności przypadł właśnie na lata zaborów i później PRLu.

Tak czy tak – mapa jest ciekawa.

KDT w gazie

Centrum Warszawy
Centrum Warszawy

Kupieckie Domy Towarowe to bardzo ciekawe zjawisko. Powstały jako kontynuacja eksplozji przedsiębiorczości z początku lat 90-tych, czyli łóżek polowych i „szczęk” rozstawionych na placu Defilad, ścisłym centrum Warszawy. Kilka lat później, w 2001 roku, ówczesny prezydent Warszawy Paweł Piskorski oddał stowarzyszeniu kupców teren pod targowiskiem w dzierżawę, i na tym terenie powstały hale KDT – i oczywiście zostało to okrzyknięte sukcesem współpracy samorządowców ze społeczeństwem. Lech Kaczyński, w czasie swojej kadencji na stanowisku prezydenta Warszawy, bez żadnej dyskusji przedłużył dzierżawę. Ale wszyscy wiedzieli, że taka blaszana buda w środku dwumilionowego miasta stać nie może.

Jako że jest to blog prywatny a nie telewizja z misją, nie będę ukrywał mojego nastawienia do całej sprawy. Nie będę ukrywał, że łamanie prawa powinno być odpowiednio ukarane.

Czytaj dalej KDT w gazie