Minął już ponad rok czasu od wyprawy do Sperlongi, więc chyba pora najwyższa, żeby coś o niej napisać.
Sperlonga, miejscowość w Å›rodkowych WÅ‚oszech, na poÅ‚udnie od Rzymu, na wybrzeżu Adriatyku, to dosyć czÄ™sty cel wyjazdów wspinaczkowych Polaków – głównie ze wzglÄ™du na Å‚atwość dojazdu i duże urozmaicenie dróg (dla każdego coÅ› siÄ™ znajdzie). Odpowiednio wczeÅ›nie wykupione bilety tanich linii lotniczych pozwalajÄ… nawet na wyjazd weekendowy za umiarkowanÄ… cenÄ™…
Przygotowania
Od pomysÅ‚u wypuszczenia siÄ™ „na zachód” (chociaż bardziej na poÅ‚udnie, ale to szczegół) do jego realizacji, jak to zwykle bywa w przypadku naszej ekipy, minęło niewiele czasu. Od pierwszej rozmowy do kupna biletów na samolot minęły ledwie 3 dni. Å»eby byÅ‚o taniej, jak wspomniaÅ‚em wyżej, bilety musieliÅ›my kupić odpowiednio wczeÅ›niej, tak wiÄ™c oczekiwania byÅ‚o wiÄ™cej niż caÅ‚ego wyjazdu. Ostatecznie zaplanowaliÅ›my wyjazd tak, że wyjeżdżaliÅ›my w sobotÄ™ 4-go marca 2006, a wracaliÅ›my we wtorek 14-go.
Bilety linii CentralWings kosztowaÅ‚y nas Å‚Ä…cznie 200 zÅ‚ w obie strony – trafiliÅ›my akurat na promocjÄ™, polegajÄ…cÄ… na braku opÅ‚aty lotniskowej. PlanowaliÅ›my spać na plaży, wiÄ™c musieliÅ›my wziąć ze sobÄ… namiot i resztÄ™ wyposażenia biwakowego, co razem ze sprzÄ™tem wspinaczkowym dawaÅ‚o sporÄ… wagÄ™. CaÅ‚e szczęście, że oprócz nas, „lotników” (ja, Adam, Åukasz), kilka osób z Polski jechaÅ‚o samochodem i mogli wziąć trochÄ™ naszych gratów, które nie byÅ‚yby nam potrzebne od razu – „drogowcy” mieli przyjechać dzieÅ„ po nas, wiÄ™c przynajmniej namiot musieliÅ›my zabrać do samolotu.
Wylot
Na lotnisko dotarliÅ›my odpowiednio wczeÅ›nie, ale oczywiÅ›cie nie mogÅ‚o być normalnie. ChwilÄ™ po wejÅ›ciu do hali ochrona zaczęła wszystkich wypraszać ze wzglÄ™du na „bombowy” alarm. ZajechaÅ‚ wielki pojazd pancerny, panowie saperzy upewnili siÄ™, że w pozostawionej torbie oprócz gatków nie ma nic bombowego, wiÄ™c caÅ‚a afera szybko siÄ™ skoÅ„czyÅ‚a i mogliÅ›my spokojnie nudzić siÄ™ w hali odlotów. Najpierw czekanie na rozpoczÄ™cie odprawy, ważenie plecaków, czekanie na rozpoczÄ™cie kontrol wszelkich… Grzebali nam w plecakach podrÄ™cznych, ale co ciekawe, nie sprawdzili ani pudeÅ‚ka z magnezjÄ… Åukasza, ani scyzoryka Adama, ani moich skalpeli w apteczce. Wszelkie maÅ‚o groźne żelastwo w stylu karabiÅ„czyków już pomijam.
To był nasz pierwszy lot samolotem, więc mieliśmy dodatkową frajdę z podróży. Wpakowaliśmy się na pokład, usadowiliśmy w ciasnych fotelach (byznes klas to to nie było) i czekaliśmy grzecznie. Później kołowanie i bardzo przyjemny (dla nas przynajmniej) start i nawroty w okolicach lotniska.
LecieliÅ›my okoÅ‚o dwóch godzin. PodchodzÄ…c do lÄ…dowania na lotnisku Roma Ciampino widzieliÅ›my dookoÅ‚a Å›licznÄ… zieleÅ„, co przy -20 stopniach Celsjusza w Warszawie byÅ‚o miÅ‚Ä… odmianÄ…. LÄ…dowanie obyÅ‚o siÄ™ bez problemów – podejÅ›cie byÅ‚o tak Å‚agodne, że Adam w pewnym momencie spytaÅ‚ „Już wylÄ…dowaliÅ›my?”, i ledwie skoÅ„czyÅ‚ to mówić, kiedy byÅ‚o dup, przyziemienie, i wtedy Adam dokoÅ„czyÅ‚: „Aha”.
Po wylÄ…dowaniu szybko siÄ™ rozebraliÅ›my (+18 stopni), zgarnÄ™liÅ›my bagaże, które siÄ™ trochÄ™ porozlatywaÅ‚y (notatka na przyszÅ‚ość: karimaty trzeba jakoÅ› upychać do Å›rodka plecaków, zamiast troczenia) i poszliÅ›my orientować siÄ™ gdzie jesteÅ›my. Plan byÅ‚ taki, żeby wsiąść w jakiÅ› autobus i dotrzeć na dworzec kolejowy Roma Centrale. Ale to byÅ‚ tylko zgrubny plan, bo żaden z nas w Rzymie nie byÅ‚, nie mieliÅ›my mapy, nikt nie mówiÅ‚ po wÅ‚osku itp. Lotnisko Roma Ciampino jest spory kawaÅ‚ek od samego Rzymu – wyglÄ…da to mniej wiÄ™cej tak, jak plany użytkowania lotniska w Modlinie dla przyjezdnych do Warszawy. Z pomocÄ… przyszÅ‚a nam wÅ‚oska infrastruktura transportowa, a mianowicie zaraz przed drzwiami wyjÅ›ciowymi z hali przylotów staÅ‚y autokary jadÄ…ce do… Roma Centrale. ZapÅ‚aciliÅ›my, wsiedliÅ›my i pojechaliÅ›my. W autokarze musieliÅ›my siÄ™ wstydzić za naszych rodaków, którzy przylecieli tym samym samolotem co my – narÄ…bani byli już w powietrzu, a na twardym gruncie dawali popisy Å›piewacze (natura ich pokaraÅ‚a, bo staliÅ›my w korku a im siÄ™ strasznie chciaÅ‚o do toalety).
Po krótkiej podróży krajoznawczej dotarliśmy do dworca. Przejście obok dworcowego kibelka, który był zlokalizowany poza samym budynkiem, uzmysłowiło nam, że dworcowe kibelki wszędzie pachną podobnie.
PociÄ…giem chcieliÅ›my jechać do miejscowoÅ›ci Formia, a stamtÄ…d przez GaetÄ™ do Sperlongi, wiÄ™c kupiliÅ›my bilet na najbliższy pociÄ…g do Formii – oczywiÅ›cie musiaÅ‚ to być najdroższy ICek, ale już nie chcieliÅ›my kombinować, ani za dÅ‚ugo czekać. WsiedliÅ›my do pociÄ…gu, zlokalizowaliÅ›my nasze miejsca i zapakowaliÅ›my siÄ™ z caÅ‚ym naszym towarem. StaliÅ›my podejrzanie dÅ‚ugo. Po jakimÅ› czasie z megafonów usÅ‚yszeliÅ›my komunikaty. Jak napisaÅ‚em wyżej, żaden z nas nie mówiÅ‚ po wÅ‚osku, ale lampkÄ™ ostrzegawczÄ… wÅ‚Ä…czyÅ‚o powtarzajÄ…ce siÄ™ sÅ‚owo „Formia”. Szybkie wypytanie współpasażerów-autochtonów uzmysÅ‚owiÅ‚o, że żaden z nich nie mówi po angielsku. ChwilÄ™ siÄ™ pokrÄ™ciliÅ›my, pogadaliÅ›my miÄ™dzy sobÄ…, a po chwili… jeden z pasażerów odezwaÅ‚ siÄ™ w miarÄ™ pÅ‚ynnÄ… angielszczyznÄ… i wyjaÅ›niÅ‚ o co chodzi. Otóż uszkodzone zostaÅ‚y tory, i pociÄ…g, którym mieliÅ›my jechać, pojedzie do stacji docelowej, ale omijajÄ…c FormiÄ™.
Nie byÅ‚o na co czekać, wiÄ™c ewakuowaliÅ›my siÄ™ z pociÄ…gu. SkonsultowaliÅ›my siÄ™ z konduktorem i chÅ‚opaki pilnowali plecaków, a ja poszedÅ‚em zwrócić bilet i kupić inny, na pociÄ…g który nas dowiezie do celu. OdstaÅ‚em swoje w kolejce (takich zwracajÄ…cych byÅ‚o wielu), posÅ‚uchaÅ‚em jak wÅ›ciekajÄ… siÄ™ WÅ‚osi (m. in. usÅ‚yszaÅ‚em zdenerwowane „mamma mia!” w wykonaniu prawdziwej WÅ‚oszki – brzmi lepiej niż w TV), dostaÅ‚em pieniÄ…dze i pobiegÅ‚em do kasy kupić kolejny bilet. Pani w kasie zapewniaÅ‚a mnie, że tym „nowym” pociÄ…giem na pewno dotrÄ™, ale konduktor z tego wÅ‚aÅ›nie pociÄ…gu skierowaÅ‚ nas gdzie indziej. Tym sposobem z ICka trafiliÅ›my do pociÄ…gu regionalnego, który nas pozytywnie zaskoczyÅ‚ komfortem i czystoÅ›ciÄ… ogólnÄ…, a z drugiej strony utwierdziÅ‚ w przekonaniu, że wszÄ™dzie pociÄ…gowe toalety pachnÄ… tak samo.
W pociÄ…gu regionalnym przesiedzieliÅ›my okoÅ‚o dwóch godzin, w czasie których uzgodniliÅ›my z konduktorem, że jak dla niego, to nasze bilety na ICka tutaj też sÄ… ważne („Przecież to jedna firma, wiÄ™c sÄ… ważne„), oraz obserwowaliÅ›my masÄ™ awantur z pasażerami. Fakt faktem, że WÅ‚osi to kłócić siÄ™ potrafiÄ….
W koÅ„cu siÄ™ udaÅ‚o i pojechaliÅ›my. DotarliÅ›my do Formii – niedużej miejscowoÅ›ci na wybrzeżu. Jako że byÅ‚o koÅ‚o północy, to na autobus dalej nie byÅ‚o żadnych szans. RzuciliÅ›my okiem na rozkÅ‚ad jazdy busów, i jak wczeÅ›niej niewiele wiedzieliÅ›my o komunikacji koÅ‚owej Formia-Sperlonga, to po przeczytaniu tabelek wiedzieliÅ›my tak samo maÅ‚o, albo i mniej. PostanowiliÅ›my spÄ™dzić noc na dworcu i kombinować rano.
Adam zapoznaÅ‚ siÄ™ z mieszkaÅ„cami peronów, którzy przy okazji obsÄ™pili go ze wszystkich papierosów, najpierw proszÄ…c wprost, a później stosujÄ…c wymyÅ›lne triki w stylu (z tego co byliÅ›my w stanie zrozumieć) „Wiecie o której odjeżdża autobus? Nie? A macie papierosa?„. PokrÄ™ciliÅ›my siÄ™ trochÄ™ po stacji, rozgrzewajÄ…c siÄ™ kawÄ… z automatu, ale szybko siÄ™ to nam znudziÅ‚o i poszliÅ›my sprawdzić, co Formia nocÄ… ma nam do zaoferowania.
ZaczÄ™liÅ›my od bulderowania na wiadukcie. PrzejeżdżajÄ…cy w samochodach ludzie patrzyli siÄ™ dziwnie, ale w sumie nic dziwnego – zima, a ludzie o drugiej w nocy, cienko ubrani, biegajÄ… w trampkach po Å›cianach. Po tym, jak Adam siÄ™ trochÄ™ pociÄ…Å‚ roÅ›linnoÅ›ciÄ…, stwierdziliÅ›my, że pora ruszać dalej. PosiedzieliÅ›my chwilÄ™ przed lokalnÄ… imprezowniÄ…, a później zaliczyliÅ›my trasÄ™ na najwyższy punkt Formii. Dla nas, ludzi z dalekiej północy, niesamowite wrażenie robiÅ‚y rosnÄ…ce w ogrodach pomaraÅ„cze i cytryny. Åšcieżka na wzniesienie prowadziÅ‚a przez dzielnicÄ™ willowych domków – gremialnie stwierdziliÅ›my, że moglibyÅ›my tutaj mieszkać.
WróciliÅ›my na dworzec, ale nie chcieliÅ›my już siedzieć w hali, wiÄ™c rozÅ‚ożyliÅ›my siÄ™ przed budynkiem. Powoli robiÅ‚o siÄ™ coraz cieplej, ale przez caÅ‚Ä… noc, jak dla nas, byÅ‚o komfortowo. Termometr przy dworcu pokazywaÅ‚ o północy 16 stopni, ale później zauważyliÅ›my, że on zawsze pokazuje 16 stopni. Dodatkowo rozgrzaliÅ›my siÄ™ grÄ… „w piÅ‚kÄ™” kamieniami.
Dzień drugi
Wczesnym rankiem zaczÄ…Å‚ siÄ™ robić ruch – wÅ‚aÅ›ciciel otworzyÅ‚ przydworcowy bar, a chwilÄ™ później przyjechaÅ‚ pierwszy autobus. Od pana kierowcy dowiedzieliÅ›my siÄ™, że dowiezie nas do Gaety, czyli jeszcze nie tam, gdzie chcemy dotrzeć, ale przynajmniej w dobrym kierunku. W komfortowych warunkach (po nieprzespanej nocy i siedzeniu na podÅ‚odze na dworcu byÅ‚a to miÅ‚a odmiana), kilka minut po 6-tej rano, dojechaliÅ›my na duży parking autobusowy, gdzie przedyskutowaliÅ›my warianty dalszej podróży, i postanowiliÅ›my dalej uderzyć z buta. Wszystkie „charakterystyczne” dla nas miejscowoÅ›ci, o których pamiÄ™taliÅ›my z przeglÄ…dania map, znajdowaÅ‚y siÄ™ na Via Flacca, szosie ciÄ…gnÄ…cej siÄ™ wzdÅ‚uż wybrzeża, tak wiÄ™c wystarczyÅ‚o iść majÄ…c po lewej stronie wodÄ™, żeby dotrzeć do celu. A przynajmniej tak siÄ™ nam wydawaÅ‚o.
Po kilku minutach marszu nabrzeżem, przed nami stanął betonowy mur szkoły morskiej. Musieliśmy jakoś go ominąć, a jedyna droga prowadziła w prawo, pod górę (Gaeta położona jest nad morzem, wokół wzniesienia), więc tak poszliśmy.
WÄ…ska droga wiÅ‚a siÄ™ serpentynami miÄ™dzy kamieniczkami, co jakiÅ› czas ukazujÄ…c panoramÄ™ na port. W pewnym momencie doszliÅ›my do miejsca, gdzie dalsze przejÅ›cie byÅ‚o zablokowane i oznaczone tabliczkÄ… „WÅ‚asność prywatna”, czego dowodem byÅ‚ biegajÄ…cy i szczekajÄ…cy za ogrodzeniem duży pies o nieprzyjaznym nastawieniu. CaÅ‚e szczęście daÅ‚o siÄ™ iść dalej do przodu. MinÄ™liÅ›my też malowniczy klif – byÅ‚ po lewej stronie, wiÄ™c uznaliÅ›my, że jesteÅ›my na dobrej drodze. NiedÅ‚ugo później wyjaÅ›niÅ‚a siÄ™ kwestia naszego poÅ‚ożenia, bo zobaczyliÅ›my… parking, na którym wysiadaliÅ›my z autobusu. Specjalnie nas to nie zniechÄ™ciÅ‚o (przynajmniej mnie i Adama – mamy wyjÄ…tkowo bezstresowe podejÅ›cie, do którego Åukasz nie zdążyÅ‚ siÄ™ jeszcze przyzwyczaić) – zrobienie kilku kilometrów pod górÄ™ z ciężkim plecakiem skwitowaliÅ›my „klify byÅ‚y fajne, warto byÅ‚o”.
UsiedliÅ›my na przystanku autobusowym – trzeba byÅ‚o trochÄ™ odpocząć przed dalszym marszem. KawaÅ‚ek dalej stali taksówkarze, wiÄ™c pobiegÅ‚em do nich spytać siÄ™ o drogÄ™. OkazaÅ‚o siÄ™, że powinniÅ›my iść w dokÅ‚adnie przeciwnym kierunku niż ten, który obraliÅ›my wczeÅ›niej. PosiedzieliÅ›my jeszcze chwilÄ™ na przystanku, a kiedy już mieliÅ›my siÄ™ zbierać, podszedÅ‚ do nas jeden z taksówkarzy i powiedziaÅ‚, że jego kolega wÅ‚aÅ›nie jedzie do domu i nas chÄ™tnie za darmo podwiezie. ByliÅ›my mile zaskoczeni. WsiedliÅ›my do super-luks wersji Mercedesa (drewniane wykoÅ„czenie wnÄ™trza, skórzane siedzenia, bagażnik otwierany z pilota) i pojechaliÅ›my. Pan taksówkarz po wirażach jechaÅ‚… odważnie, ale zwalniaÅ‚ gdzie trzeba – głównie przed fotoradarami.
Taksówkarz wysadziÅ‚ nas kawaÅ‚ek przed sÅ‚ynnym tunelem, nad którym też można siÄ™ wspinać, i rozpoczÄ™liÅ›my kolejny etap marszu. SzliÅ›my wzdÅ‚uż drogi, minÄ™liÅ›my tunele, minÄ™liÅ›my ekipÄ™ wspinaczy, po czym stwierdziliÅ›my, że coÅ› jest nie tak. ZadzwoniliÅ›my do naszej koÅ‚owej ekipy dowiedzieć siÄ™ co z nimi i ewentualnie prosić o podwózkÄ™, jednak oni sami nie bardzo wiedzieli gdzie sÄ… – spali w samochodzie na przydrożnym parkingu. ZorientowaliÅ›my siÄ™ trochÄ™ w terenie i doszliÅ›my do wniosku, że jesteÅ›my mocno za daleko – nawet za daleko zaczynaliÅ›my, bo taksówkarz wysadziÅ‚ nas nie w tym miejscu co trzeba. ZmieniliÅ›my wiÄ™c kierunek i draÅ‚owaliÅ›my dalej. MinÄ™liÅ›my miejsce, do którego dojechaliÅ›my taksówkÄ…, a niewiele później dotarliÅ›my do kolejnego miejsca, które znaliÅ›my z opisów, które czytaliÅ›my w Polsce. ByÅ‚ to Ristoro da Guido, jedyny sklep spożywczo-wspinaczkowy jaki znam. PosililiÅ›my siÄ™ tam panini, pysznÄ… kanapkÄ… z mozzarellÄ… i salami, kupiliÅ›my przewodnik po drogach okolicznych wspinaczkowych, i ruszyliÅ›my dalej. Adam z Åukaszem, żeby skrócić drogÄ™, chcieli iść plażą – zostaÅ‚em przegÅ‚osowany, wiÄ™c poszliÅ›my plażą, doszliÅ›my do ogrodzenia terenu prywatnego i zawróciliÅ›my. W miÄ™dzyczasie fala zaatakowaÅ‚a mnie lodówkÄ… – niewiele brakowaÅ‚o, a atak byÅ‚by skuteczny. TrochÄ™ zmoczeni wróciliÅ›my na szosÄ™ i szliÅ›my dalej.
Idąc po szosie zobaczyliśmy idącą z naprzeciwka większą grupkę ludzi, więc mogliśmy się przynajmniej dowiedzieć, czy jeszcze daleko. Ucieszyła nas wiadomość, oczywiście w języku angielskim, że to tylko 20 minut drogi. Już się żegnaliśmy, kiedy ktoś spytał w naszym ojczystym języku, czy przypadkiem nie jesteśmy z Polski. Okazało się, że nie tylko my przyjechaliśmy na wiosenny wspin z kraju nad Wisłą.
Zejście na plażę Spiaggia di Aeronauta prowadziło wąskimi, stromymi schodami. Cieszyliśmy się bardzo, że z naszymi plecakami idziemy akurat w tym kierunku. Na dole minęliśmy ogólnodostępną umywalnię i doszliśmy do słynnej groty, w której także znajduje się wiele obitych dróg wspinaczkowych. Rzuciliśmy graty i poszliśmy zobaczyć co się dzieje w grocie, gdzie wspinało się kilka grup ludzi, głównie miejscowych. Zobaczyliśmy, co można tam robić, i wzięliśmy się za rozbijanie namiotu. Niedługo później przyjechała reszta ekipy z naszym sprzętem, więc poszliśmy się wspinać. Wieczorem w końcu zjedliśmy coś ciepłego i wpakowaliśmy do śpiworów. To był zasłużony odpoczynek po zarwanej nocy i przejściu kilkudziesięciu kilometrów po wcale nie łatwym terenie. Zasnęliśmy szybko, ale w nocy budził nas dosyć intensywny deszcz.
Dzień trzeci
Poranek 6 marca zaczęliśmy od śniadania i rozgrzewającego meczu w nogę. Pogoda była brzydka i nie motywowała do dynamicznej wspinaczki, więc postanowiliśmy zrobić zwiad terenu. Z Adamem poszliśmy wzdłuż klifu, a raczej po nim, ponieważ poziom wody był dosyć wysoki.
Wycieczka owocowała w różne odkrycia. Znaleźliśmy masę rzeczy, które wyrzuciło burzliwe tego dnia morze, m. in. masę piłek. Oprócz tego znaleźliśmy schowek, gdzie upchane były różne części namiotowe, prawdopodobnie ludzi z okolicy, którym nie chciało się nosić wszystkiego przy okazji każdej wyprawy. Na czas naszej wycieczki pożyczyliśmy jeden namiot, w którym trzymaliśmy sprzęt.
Po poÅ‚udniu wziÄ™liÅ›my siÄ™ na poważnie za wspinanie i zaliczyliÅ›my kilka fajnych, rozgrzewkowych dróg na klifie. Nie byÅ‚y one zbyt trudne, ale dosyć urozmaicone. Dodatkowych wrażeÅ„ dostarczaÅ‚o przepinanie siÄ™ przez ring zjazdowy: trzecia osoba zaliczajÄ…ca danÄ… drogÄ™ musiaÅ‚a przez chwilÄ™ wisieć tylko na karabiÅ„czyku, który byÅ‚ zainstalowany na staÅ‚e w skale – powietrze, deszcze i bryza ze sÅ‚onej wody nie wpÅ‚ywaÅ‚y dobrze na stan metalu, przez co karabiÅ„czyki byÅ‚y bardzo pordzewiaÅ‚e, czÄ™sto z zacinajÄ…cymi siÄ™ lub w ogóle luźno wiszÄ…cymi zamkami.
W czasie wspinaczki znaleźliśmy na plaży namiot i rzeczy turystyczne innej grupy ludzi z Polski, którzy rozbili się na plaży i woda zabrała im wszystko.
Po powrocie do obozowiska zjedliÅ›my ciepÅ‚Ä… zupÄ™ i zabraliÅ›my siÄ™ ze zmotoryzowanÄ… częściÄ… ekipy do Gaety na maÅ‚e zakupy. BrakowaÅ‚o nam przede wszystkim Coli – napoju energetyzujÄ…cego i rozpuszczajÄ…cego wszelkie zarazki. ZapÅ‚aciliÅ›my w przeliczeniu po 6 zÅ‚ za puszkÄ™, ale co zrobić, strefa Euro. Po powrocie posiedzieliÅ›my jeszcze chwilÄ™ przed namiotami, ale zaraz zaczęło mocno padać, wiÄ™c trzeba byÅ‚o siÄ™ zwijać.
Dzień czwarty
7 marca w końcu pokazało się pełne słońce. Zjedliśmy przed namiotem zupę mleczną na zimno, dokończyliśmy panini kupione pierwszego dnia i poszliśmy się umyć i połazić chwilę po plaży.
Kiedy my chodziliÅ›my po plaży, Lukas, czÅ‚onek ekipy zmotoryzowanej, szukaÅ‚ Å‚opaty. Po co mu byÅ‚a Å‚opata? Otóż w nocy wyszedÅ‚ z namiotu „za potrzebÄ…”, a nad ranem okazaÅ‚o siÄ™, że zaÅ‚atwiÅ‚ siÄ™ na Å›rodku obozowiska, wiÄ™c trzeba byÅ‚o po sobie posprzÄ…tać.
Skorzystałem z okazji, że było ciepło i słonecznie, i umyłem włosy. Byłem jedynym członkiem wyprawy z trochę dłuższymi kudłami, przez co cierpiałem bardzo, i przy pierwszej możliwości umycia ich bez ryzyka zapalenia płuc, pobiegłem pod kran. W międzyczasie okazało się, że na plaży pojawił się Kolarz, znany też jako Marcin Kantecki, opiekun ścianki wspinaczkowej na Obozowej, wraz z rodziną (żona, córka, dwa psy).
Po krótkiej rozmowie z towarzystwem, udaliÅ›my siÄ™ w celu dokonania wspinu. W najbliższej okolicy byÅ‚o aż nadto dróg, wiÄ™c postanowiliÅ›my najpierw zaliczyć wÅ‚aÅ›nie te, które nie wymagajÄ… dÅ‚uższych podróży. Ze wzglÄ™du na różnicÄ™ w umiejÄ™tnoÅ›ciach i kondycji, ja z Åukaszem wspinaliÅ›my siÄ™ na drogach Å‚atwiejszych, a Adam – trudniejszych. PoszliÅ›my na skaÅ‚y wystajÄ…ce z samej plaży, kilkaset metrów na północ od groty. „Problem trzech wspinaczy” (brak jeszcze jednego do asekuracji) rozwiÄ…zaliÅ›my tak, że wspinaliÅ›my na zmianÄ™, a czasem pomagaÅ‚ nam Kolarz. Rejon klifu bardzo przypadÅ‚ mi do gustu. Może drogi nie byÅ‚y kosmicznie trudne, bo nawet ja sobie radziÅ‚em z nimi bez problemu (okolice VI.1), to byÅ‚y ciekawe, urozmaicone – dużo półek, rozpadlin, szczelin.
Adam wspinaÅ‚ siÄ™ kawaÅ‚ek dalej – doÅ‚Ä…czyliÅ›my do niego po zaliczeniu wszystkiego, co nas zainteresowaÅ‚o. Tamte skaÅ‚y różniÅ‚y siÄ™ mocno od wczeÅ›niejszych. Przede wszystkim, po wyjÅ›ciu ponad dolnÄ… część z jamkami, skaÅ‚a byÅ‚a dosyć pÅ‚aska, z niewielkÄ… iloÅ›ciÄ… miejsc do zÅ‚apania siÄ™. ByÅ‚o ciężko. Motywowani pokrzykiwaniem Kolarza, przystawialiÅ›my siÄ™ do dróg trudniejszych, które w koÅ„cu, z przerwami bo z przerwami, ale robiliÅ›my.
W takiej przyjemnej atmosferze wspinaliÅ›my siÄ™ aż do wieczora. Wiszenie na Å›cianie nad plażą, morzem, przy zachodzie sÅ‚oÅ„ca, jest bardzo przyjemne – jeÅ›li ktoÅ› bÄ™dzie tylko miaÅ‚ możliwość, to polecam. Wtedy doÅ›wiadcza siÄ™ metafizyki wspinania, można naprawdÄ™ cieszyć siÄ™ tym, co czÅ‚owiek robi, wyciszyć siÄ™ (to dla pracoholików i nerwusów).
ByÅ‚o jeszcze relatywnie wczeÅ›nie, wiÄ™c zajÄ™liÅ›my siÄ™ zabijaniem nudy. ChodziliÅ›my po plaży, zbieraliÅ›my muszelki, które później wyrzucaliÅ›my, bo byÅ‚y maÅ‚e, brzydkie i poÅ‚amane, biegaliÅ›my po skaÅ‚ach wystajÄ…cych z wody itp. W czasie robienia zdjÄ™cia widocznego po lewej (byÅ‚o robione na skale wystajÄ…cej z wody – trzeba byÅ‚o skakać z jednej na drugÄ…, żeby samowyzwalacz ustawić) rozciÄ…Å‚em sobie dosyć mocno stopÄ™ (notatka: nie biegać po skaÅ‚ach w luźno zapiÄ™tych sandaÅ‚ach), ale na szczęście nie byÅ‚o z tego powodu problemów ze wspinaniem.
Po powrocie do obozowiska postanowiliśmy trochę jeszcze nad nim popracować. Pozbieraliśmy okoliczne głazy i zbudowaliśmy mur, który by osłaniał nas od wiatru i piasku, co szczególnie przeszkadzało w czasie korzystania z kuchenki gazowej. Dumni z naszej konstrukcji czekaliśmy cierpliwie na zakupy, które zamówiliśmy u ekipy zmotoryzowanej.
Dzień piąty
Ósmy dzieÅ„ marca postanowiliÅ›my przeznaczyć na rest. TrafiliÅ›my na super pogodÄ™ (peÅ‚ne sÅ‚oÅ„ce, żadnych chmur), wiÄ™c poszliÅ›my spacerkiem do Gaety. To Å‚adnych kilka kilometrów, ale aura sprzyjaÅ‚a a widoki byÅ‚y nader przyjemne – z jednej strony morze, z drugiej skaÅ‚y i wzgórza. Po raz pierwszy od kilku dni wdrapaliÅ›my siÄ™ po schodach na górÄ™ i mogliÅ›my podziwiać naszÄ… plażę w peÅ‚nej krasie. SzliÅ›my ubrani dosyć lekko – ja i Adam w krótkim rÄ™kawku, a Åukasz nawet w krótkich spodenkach. WywoÅ‚ywaÅ‚o to zainteresowanie mijajÄ…cych nas WÅ‚ochów, bo oni byli ubrani w ciepÅ‚e pÅ‚aszcze, czapki i szaliki. Specjalnie nas taka różnica ubiorów nie zaskoczyÅ‚a – w koÅ„cu to byÅ‚a zima, a to, że u nas w kraju byÅ‚o jakieÅ› 40 stopni mniej, miaÅ‚o niewielkie znaczenie.
W miarÄ™ zbliżania siÄ™ do miasta, po bokach szosy zaczęły wyrastać domki, z rzadka na poboczu jakiÅ› samochód, a w sporej części samochodów ludzie… hmmm… zajmujÄ…cy siÄ™ sobÄ…. Nie przeszkadzajÄ…c im zbytnio przemykaliÅ›my tylko dalej. MinÄ™liÅ›my ciekawie wyglÄ…dajÄ…cÄ… starÄ… basztÄ™, most, a dochodzÄ…c do samej Gaety zobaczyliÅ›my górujÄ…ce nad miastem oÅ›nieżone szczyty. WywoÅ‚aÅ‚o to nasz zachwyt nad okolicÄ… – można tu byÅ‚o pÅ‚ywać, żeglować, nurkować, wspinać siÄ™ po skaÅ‚ach i – jak siÄ™ okazaÅ‚o – także chodzić po górach.
KawaÅ‚ek dalej zobaczyliÅ›my kolejny ciekawy widok, mianowicie wzgórze i klify, które okrążaliÅ›my pierwszego dnia po przylocie. SÅ‚yszeliÅ›my, że na tych klifach można siÄ™ wspinać startujÄ…c z wody, ale na tym wyjeździe nie dane byÅ‚o nam siÄ™ o tym przekonać. SzliÅ›my dalej wzdÅ‚uż głównej ulicy, która prowadziÅ‚a wzdÅ‚uż plaży, a dalej promenadÄ… obok przystani. Nie mieliÅ›my zbyt ambitnych planów na ten dzieÅ„ – chcieliÅ›my pochodzić trochÄ™ po mieÅ›cie i zjeść pizzÄ™, no bo jak można być w Italii i nie zjeść pizzy. WeszliÅ›my do dość eleganckiego lokalu, bardziej restauracji niż pizzerii w naszym tego sÅ‚owa znaczeniu, rozsiedliÅ›my siÄ™ i zaczÄ™liÅ›my wertować karty daÅ„. Pizza w menu byÅ‚a, ale kelner nas odprawiÅ‚ z kwitkiem – pizza tylko po 17-tej. PeÅ‚ni niezrozumienia dla tego dziwnego obyczaju poszliÅ›my szukać innej jadÅ‚odajni. Niedaleko znaleźliÅ›my niewielkÄ… pizzeriÄ™, nastawionÄ… już tylko na to danie. StoÅ‚owaÅ‚a siÄ™ tam najwyraźniej spora część okolicznych mieszkaÅ„ców. JeÅ›li dla nich tamtejsza pizza byÅ‚a dobra, to postanowiliÅ›my spróbować i my. I opÅ‚aciÅ‚o siÄ™ – byÅ‚a pyszna. Åukaszowi Å›rednio smakowaÅ‚a prawdziwa pepperoni, ale zostaÅ‚ przegÅ‚osowany w kwestii oceny. Cenowo nie byÅ‚o tragedii – po obiegowych opiniach byliÅ›my przygotowani do dużo wyższego rachunku, ale zmieÅ›ciliÅ›my siÄ™ w okolicach 15-tu euro za dwie pizze i napoje.
Najedzeni poszliśmy dalej zwiedzać, kierując się wzdłuż promenady. Bardzo podobała nam się okoliczna roślinność. Różnego rodzaju drzewka palmopodobne były bardzo odmienne od tego co na co dzień można zobaczyć w Polsce. Pokluczyliśmy jeszcze trochę po bocznych alejkach, ale nawet nie mogliśmy pochodzić po sklepach, bo akurat była pora popołudniowej przerwy.
WchodzÄ…c gÅ‚Ä™biej w miasto przechodziliÅ›my obok szkoÅ‚y. Na parkingu przed szkoÅ‚Ä… roiÅ‚o siÄ™ od wszelkiego rodzaju skuterów – już wczeÅ›niej zauważyliÅ›my, że we WÅ‚oszech to pojazd caÅ‚oroczny. Jeszcze kawaÅ‚ek dalej byÅ‚ bazar, gdzie można byÅ‚o kupić ogólnie rzecz biorÄ…c dowolny rodzaj tandety, od spinek do wÅ‚osów, przez tandetnÄ… biżuteriÄ™, do dżinsów i stringów – generalnie to samo, co u nas na stadionie X-lecia.
Przed nami były już tylko góry, więc cofnęliśmy się do promenady i idąc wzdłuż niej doszliśmy do przystani, a dalej do stoczni remontowej. Tam też nie znaleźliśmy drogi przejścia i postanowiliśmy wracać już do namiotu.
WracaliÅ›my tÄ… samÄ… drogÄ…, wypatrujÄ…c nowe szczegóły w otoczeniu. ZnaleźliÅ›my m. in. bardzo ciekawy dom z tabliczkÄ… „na sprzedaż” (w lokalnym jÄ™zyku oczywiÅ›cie). Dom zbudowany byÅ‚, na ile mogliÅ›my ocenić naszymi niewyksztaÅ‚conymi zmysÅ‚ami, w stylu toskaÅ„skim. TrochÄ™ zaniedbany, ale stwierdziliÅ›my wspólnie, że ostatecznie byÅ›my mogli go przyjąć, doprowadzić do stanu używalnoÅ›ci i mieszkać a takich piÄ™knych okolicznoÅ›ciach przyrody. NastÄ™pnÄ… ciekawostkÄ… byÅ‚… Maluch. Fiata 126p siÄ™ tam nie spodziewaliÅ›my, wiÄ™c zrobiliÅ›my sobie obowiÄ…zkowe zdjÄ™cia pamiÄ…tkowe. Dalsza część drogi powrotnej odbyÅ‚a siÄ™ już bez jakiÅ› wiÄ™kszych odkryć.
Dotarliśmy na plażę, ciesząc się, że tym razem idziemy w tym łatwiejszym kierunku schodów. Zaczynało się robić ciemno, więc wzięliśmy się szybko za przygotowywanie kolacji. W międzyczasie ubraliśmy się ciepło, bo mimo wszystko to był dopiero początek marca i noce były delikatnie mówiąc chłodne. Do kanapek z przywiezioną ze sobą konserwą turystyczną postanowiliśmy pić grzane wino. Trunek zapewnili nam zmotoryzowani koledzy, którzy kupili dla nas 5-litrowy baniak. Jeden z nich miał też ze sobą kurkumę, więc mogliśmy sobie wszystko przyprawić. Z lekka zakręceni udaliśmy się na zasłużony spoczynek.
Dzień szósty
Rankiem dziewiÄ…tego marca okazaÅ‚o siÄ™, że noc nie wystarczyÅ‚a, żeby siÄ™ wypadaÅ‚o. KapaÅ‚o może niezbyt intensywnie, ale caÅ‚y czas. W takiej sytuacji pozostaÅ‚o nam „tylko” wspinanie w samej grocie – kilkadziesiÄ…t obitych, nazwanych, wycenionych dróg po urozmaiconej skale. ZjedliÅ›my kanapki z naszym zdrowym polskim pasztetem i ruszyliÅ›my w drogÄ™ (do groty mieliÅ›my jakieÅ› 100 metrów). Grota zapewniaÅ‚a nam zadaszenie, ale byÅ‚o dosyć zimno, wiÄ™c przynieÅ›liÅ›my tam kuchenkÄ™, wodÄ™ i grzaliÅ›my siÄ™ zupkami chiÅ„skimi – każdy zjadÅ‚ po trzy.
Na głowę nam nie kapało, ale po skałach cały czas sączyła się woda. Dawało to dosyć ciekawe efekty, bo mokre, wapienne skały są bardzo śliskie, co bardzo utrudniało wspinaczkę, ale za to powodowało dużo śmiechu, kiedy robiło się któreś kolejne podejście do wykonania jednego ruchu, kończące się malowniczym lotem (to grota, czyli spora przewieszka) z powodu wyślizgującego się nacieku.
Grota nie jest w caÅ‚oÅ›ci przewieszona. Jest spory kawaÅ‚ek pionowej Å›ciany, gdzie zaliczyÅ‚em Å›liczny, kilkumetrowy lot. Ale może od poczÄ…tku. To byÅ‚ dopiero poczÄ…tek marca, wiÄ™c dosyć szybko robiÅ‚o siÄ™ ciemno, a w grocie jeszcze szybciej. Na dobry koniec dnia wziÄ…Å‚em siÄ™ za drogÄ™, która szÅ‚a wÅ‚aÅ›nie tym „pÅ‚askim” kawaÅ‚kiem przez wiÄ™kszÄ… część. PÅ‚aska część skaÅ‚y byÅ‚a dosyć jasna, ale jak tylko zaczynaÅ‚o siÄ™ przewieszenie, to ciemniaÅ‚a. Po dojÅ›ciu do przewieszenia, kiedy ostatniÄ… wpinkÄ™ miaÅ‚em jakieÅ› pół metra pod moimi stopami, zaczÄ…Å‚em rozglÄ…dać siÄ™ za nastÄ™pnym ringiem, ale nie byÅ‚o go nigdzie. Ludzie z doÅ‚u też nie byli w stanie pomóc. Jedna wpinka byÅ‚a sporo pode mnÄ…, a nastÄ™pna 3 metry wyżej, odstaÅ‚em swojego na przybloku, wiÄ™c bym już nie daÅ‚ rady wyjść do nastÄ™pnego punktu asekuracyjnego, wiÄ™c zdecydowaÅ‚em siÄ™ na lot – Adam wybraÅ‚ mnie dynamicznie, wiÄ™c poleciaÅ‚em jakieÅ› 5 metrów w dół, lekko zawadzajÄ…c o Å›cianÄ™, ale bez tragedii.
Po zabawie w grocie musieliÅ›my trochÄ™ odpocząć, zrelaksować siÄ™. PochodziliÅ›my po plaży, gdzie znaleźliÅ›my wyrzucone przez morze dziwne stworzenia, szybko ochrzczone „potworami morskimi”. Później wziÄ™liÅ›my baniak z winem pod pachÄ™ i poszliÅ›my przed namiot kolegów uspoÅ‚eczniać siÄ™ przy tanim trunku – byÅ‚o kwaÅ›ne straszliwie, wiÄ™c ratowaliÅ›my siÄ™ dosÅ‚adzajÄ…c je odpowiednio. ZostaliÅ›my też poczÄ™stowani przez Lucka tortellini, czymÅ› pomiÄ™dzy makaronem a uszkami, z różnym nadzieniem.
Dzień siódmy
Na dziesiÄ…tego marca umówiliÅ›my siÄ™ z Kolarzem. ZjedliÅ›my pożywne mleko z dodatkami i poczÅ‚apaliÅ›my schodami do góry. Na parkingu przy szosie już czekaÅ‚ Kolarz z rodzinÄ… i pojazdem. PodjechaliÅ›my do rejonu El Pueblo znajdujÄ…cego siÄ™ kilka kilometrów w stronÄ™ Sperlongi. Od bardzo maÅ‚ej dróżki trzeba byÅ‚o jeszcze dojść spory kawaÅ‚ek pod górÄ™. UdaÅ‚o nam siÄ™ zrobić po jednej drodze wspinaczkowej, kiedy zaczęło lać. Szybko siÄ™ zebraliÅ›my i pojechaliÅ›my w domku Kolarza – wysuszyliÅ›my siÄ™, napiliÅ›my winka i postanowiliÅ›my przeprowadzić do przyczepy campingowej, która należaÅ‚a do pani Miry. Pani Mira, Ukrainka z pochodzenia, mieszka w domu, w którym wynajmuje pokoje (mieszkaÅ‚a tam część ekipy samochodowej), oprócz tego jest jeszcze wolno stojÄ…cy domek (w którym mieszkaÅ‚ Kolarz) i kilka „stacjonarnych” przyczep kempingowych – każda z maÅ‚ym, ogrodzonym kawaÅ‚kiem terenu, kuchniÄ… gazowÄ…, zestawem naczyÅ„ itp. UstaliliÅ›my, że ja z Adamem zamieszkamy już w przyczepie, a Åukasz, który planowaÅ‚ wracać wczeÅ›niej, bÄ™dzie spaÅ‚ jeszcze jednÄ… noc w namiocie z Lukasem.
Po zatwierdzeniu planów wróciliśmy na plażę. Padał deszcz, ale i tak się spakowaliśmy, zwinęliśmy mokry namiot, i poszliśmy się wspinać do groty. Zbyt dużo się nie wspinaliśmy, ale Adam zdążył jeszcze zaliczyć 6c+.
ZabraliÅ›my graty i korzystajÄ…c z uprzejmoÅ›ci Kolarza przeprowadziliÅ›my siÄ™ do przyczepy. PoszliÅ›my do pani Miry zaÅ‚atwić kilka spraw i przed jej drzwiami trafiliÅ›my na drzewko, na którym rosÅ‚y dziwne owoce – coÅ› pomiÄ™dzy mandarynkÄ… a cytrynÄ…, o ksztaÅ‚cie… trudnym do okreÅ›lenia. Chyba najlepiej do tego pasuje „to plastikowe coÅ› z jajek z niespodziankÄ…, tylko trochÄ™ wiÄ™ksze”. Powiedziano nam, że to chiÅ„skie mandarynki, ale z Adamem ochrzciliÅ›my je mianem srambusów (srambus – zmienna metasyntaktyczna w sÅ‚owniku moim i Adama) i przy każdej okazji podjadaliÅ›my ich trochÄ™, jedzÄ…c je w caÅ‚oÅ›ci (po powrocie widziaÅ‚em te owoce w supermarkecie – byÅ‚y ty kumkwaty i kosztowaÅ‚y jakieÅ› 30 zÅ‚ za 0.5 kg). Po zaÅ‚atwieniu formalnoÅ›ci pojechaliÅ›my z Kolarzem po zakupy, przygotowaliÅ›my kolacjÄ™ (tortellini z kurczakiem w sosie… jakimÅ› – nie ważne, smakowaÅ‚o) i poszliÅ›my do chÅ‚opaków nocujÄ…cych w willi pani Miry. ObejrzeliÅ›my kilka teledysków na MTV, skorzystaliÅ›my z prysznica (pora byÅ‚a najwyższa) i poszliÅ›my do przyczepy spać.
Dzień siódmy
Jedenastego marca zbyt dużo siÄ™ nie dziaÅ‚o. Od rana laÅ‚o na potÄ™gÄ™. PosililiÅ›my siÄ™ buÅ‚kami i wyruszyliÅ›my na zwiady co u pozostaÅ‚ych ekip. W willi panowaÅ‚ nastrój „Ibiza 2006” – w telewizji MTV, baÅ‚nsujÄ…ce panienki w teledyskach naszych czarnych braci, czarne rytmy itp. Po zaspokojeniu ciekawoÅ›ci co do najnowszych hitów muzyki pop przemieÅ›ciliÅ›my siÄ™ do domku Kolarza, gdzie do wieczora gadaliÅ›my i rozpracowywaliÅ›my winka z rozlewni pani Miry (pyszne, polecam).
Dzień ósmy
Po labie dnia poprzedniego, dwunastego marca odrobiliÅ›my wszystkie zalegÅ‚oÅ›ci we wspinaniu. ÅšwieciÅ‚o Å›liczne sÅ‚oÅ„ce, wiÄ™c szybko zjedliÅ›my mleko z dodatkami, zgarnÄ™liÅ›my MariannÄ™ (tym razem to Kolarz opiekowaÅ‚ siÄ™ potomstwem) i poszliÅ›my siÄ™ wspinać na El Pueblo. Od naszego aktualnego miejsca noclegowego mieliÅ›my niezbyt daleko we współrzÄ™dnych poziomych, ale bardzo dużo w pionowej. SkaÅ‚y, na których siÄ™ wspinaliÅ›my, leżaÅ‚y bezpoÅ›rednio nad naszÄ… przyczepkÄ…, co widać na zdjÄ™ciu obok – na górnym jest widok z góry, na dolnym (niespodzianka!) z doÅ‚u – nie dokÅ‚adnie w to samo miejsce, z którego jest robione górne zdjÄ™cie (tamto miejsce jest bardziej na lewo), ale jakiÅ› poglÄ…d wzglÄ™dem odlegÅ‚oÅ›ci można sobie wyrobić.
Okolica jest bardzo przyjemna, jest sporo zróżnicowanych dróg, tak więc każdy znajdzie sobie tam coś ciekawego, tym bardziej, że rejon jest bardzo szeroki a dróg całe zatrzęsienie.
Wycena dróg wedÅ‚ug przewodnika może być trochÄ™ niewymierna, bo zdarzaÅ‚y siÄ™ drogi jednym przechwytem trudniejszym, wedÅ‚ug naszej oceny tak, jak w przewodniku, a reszta byÅ‚a już sporo Å‚atwiejsza. BywaÅ‚o też tak, że na drogach z trudnym jednym przechwytem Adam i Marianna zgadzali siÄ™ z wycenÄ…, a dla mnie byÅ‚o to już sporo Å‚atwiejsze, bo udawaÅ‚o mi siÄ™ wyciÄ…gnąć do nastÄ™pnego dobrego chwytu. Tak czy tak – byÅ‚o fajnie i ciekawie. Każde z nas zrobiÅ‚o po okoÅ‚o 10 dróg, w tym moje pierwsze 7b (tak, wiem, mizernie siÄ™ wspinam). Ostatnie drogi byÅ‚y wyznaczone w skale o bardzo ciekawej fakturze – caÅ‚a byÅ‚a w pionowe strugi, a byÅ‚a tak chropowata, że można byÅ‚o bez problemu przyciÄ…gać siÄ™ do niej dwoma palcami. W rozpadlinach (które ze wzglÄ™du na ich ksztaÅ‚t nazwaliÅ›my „doniczkami”) znajdowaÅ‚y siÄ™ rożne niespodzianki, wiÄ™c osoba, która szÅ‚a pierwsza, po zaliczeniu drogi opowiadaÅ‚a uważajcie przy pierwszej doniczce, bo tam jest woda, w drugiej jest bÅ‚oto, w trzeciej – oset, a przy topie latajÄ… osy (nie, nie koloryzujÄ™ i nie przesadzam).
Marianna postanowiÅ‚a dać siÄ™ powspinać Kolarzowi, wiÄ™c pojechaliÅ›my do Groty. Ja wspinaÅ‚em siÄ™ już „lajtowo”, ale Adam wymÄ™czyÅ‚ 7a+. W tym czasie Kolarz wyczyniaÅ‚ cuda na suficie – potrafiÅ‚ klinujÄ…c siÄ™ kolanem, wiszÄ…c do góry nogami, pokazywać komuÅ› jak ma iść na drodze po drugiej stronie groty. Po caÅ‚ym sÅ‚onecznym dniu mieliÅ›my jeszcze super wieczór na plaży. W obozowisku raczyliÅ›my siÄ™ jeszcze pysznym winkiem.
Dzień dziewiąty
Tego dnia, korzystajÄ…c ze sÅ‚oÅ„ca, pomimo chÅ‚odu, postanowiliÅ›my pójść, gdzie jeszcze nie byliÅ›my – w skaÅ‚y o wdziÄ™cznej nazwie Moneta. ByÅ‚o to dÅ‚uższy spacerek od naszej przyczepy, wiÄ™c zjedliÅ›my solidne Å›niadanie w postaci chiÅ„skich zupek. Moneta znajduje siÄ™ dokÅ‚adnie na wysokoÅ›ci Ristoro da Guido – wystarczyÅ‚o iść wzdÅ‚uż Via Flacca (w tamtym miejscu dwie drogi idÄ… obok siebie – Via Flacca od strony morza, a od lÄ…du maÅ‚a lokalna uliczka dojazdowa do sklepów i restauracji, którÄ… można spokojnie iść, bez obawy bycia rozjechanym przez samochody), i w pewnym momencie odbić do prostopadÅ‚ej uliczki, która ciÄ…gnie siÄ™ wzdÅ‚uż czegoÅ›, co wyglÄ…daÅ‚o na trochÄ™ zaniedbane ogródki dziaÅ‚kowe (albo tylko takie sprawiaÅ‚o wrażenie). Za ogródkami zaczynaÅ‚o siÄ™ bardzo strome wzniesienie, które zmÄ™czyÅ‚o nas niesamowicie. Część Å›cieżki byÅ‚a ostro nachylona, reszta esowaÅ‚a, przez co pomimo wzglÄ™dnej bliskoÅ›ci, szÅ‚o siÄ™ dosyć dÅ‚ugo.
Po dojściu do podnóża skał rozpakowaliśmy się, przygotowaliśmy do wspinu i zaczęliśmy się męczyć. Ruszaliśmy się dosyć żwawo, bo pogoda nie rozpieszczała i bywało momentami dosyć chłodno.
Formacje skalne na Monecie sÄ… dosyć ciekawe – sporo różnego rodzaju szczelin, rozpadlin, miejscami ringi zjazdowe umieszczone byÅ‚y w jamkach, z których byÅ‚ niesamowity widok na liniÄ™ wÅ‚oskiego wybrzeża. Niestety, nie miaÅ‚em na górze żadnej lustrzanki, a zdjÄ™cie z „maÅ‚pki” by nie oddaÅ‚o tej odlegÅ‚oÅ›ci.
W czasie wspinaczki przeżyliÅ›my atak dzikiego stada kóz. Pan pasterz byÅ‚ zdziwiony naszÄ… obecnoÅ›ciÄ… bardziej niż same kozy – on gapiÅ‚ siÄ™ na nas jak na wariatów, a kozy potraktowaÅ‚y nas jak wszystko inne, czyli zaczęły jeść nasz sprzÄ™t. Po odratowaniu czego siÄ™ da odczekaliÅ›my, aż niebezpieczeÅ„stwo minie, i wróciliÅ›my do wspinaczki.
ChwilÄ™ później mieliÅ›my drugie „odwiedziny”. DoÅ‚Ä…czyÅ‚ do nas lokalny wspinacz – tzn. lokalny z naszego punktu widzenia, bo byÅ‚ WÅ‚ochem, a dokÅ‚adniejszymi informacjami już siÄ™ nie interesowaliÅ›my. Nie byÅ‚o problemu z asekurowaniem go, ale po krótkim „wybadaniu terenu” każdy z nas stwierdziÅ‚, że nie chce, żeby „lokalny” go asekurowaÅ‚ (mówiÄ…c ogólnie – żeby dobrze asekurować w skaÅ‚ach z użyciem grigri trzeba mieć w tym spore doÅ›wiadczenie, a pan sobie Å›rednio z tym radziÅ‚).
Z czasem przesuwaliÅ›my siÄ™ wzdÅ‚uż skaÅ‚y, bardziej na poÅ‚udnie. Na koniec zostawiliÅ›my sobie skaÅ‚Ä™ zamykajÄ…cÄ… dolinkÄ™ – kilka dróg o zróżnicowanym poziomie trudnoÅ›ci, ze startem z półki skalnej (polecane auto).
Na dole, w Ristoro da Guido, spotkaliśmy ekipę samochodową, która akurat się tam posilała. Chwilę z nimi pogadaliśmy i poszliśmy dalej. Powrót ze skał uprzyjemniał fenomenalny zachód słońca, który mogliśmy obserwować bez żadnych przeszkód, ponieważ droga do przyczepy prowadziła cały czas wzdłuż plaży.
WracajÄ…c wspomnianÄ… wczeÅ›niej dróżkÄ… zatrzymaÅ‚ siÄ™ przy nas samochód i siedzÄ…ca w nim para spytaÅ‚a siÄ™ nas (po angielsku) gdzie jest willa pani Miry. Jako że i tak tam zmierzaliÅ›my, poprowadziliÅ›my ich, a jako że nie byÅ‚o w samochodzie miejsca, to wlekli siÄ™ za nami 5 km/h. Na miejscu okazaÅ‚o siÄ™, że ta para to Czesi. DziewczynÄ™ z Czech zaprowadziliÅ›my bezpoÅ›rednio do pani Miry, bo i tak musieliÅ›my siÄ™ rozliczyć za noclegi. Rozmowa wyglÄ…daÅ‚a bardzo ciekawie – pani Mira (Ukrainka z pochodzenia) mówiÅ‚a po ukraiÅ„sko-polsku, my po polsku, a Czesi po czesku – co ciekawe, wszyscy siÄ™ rozumieli bez wiÄ™kszego problemu. Później jeszcze chwilÄ™ porozmawialiÅ›my z sympatycznÄ… dziewczynÄ…, też w dziwnej hybrydzie jÄ™zykowej.
Resztę wieczoru spędziliśmy razem z Czechami u Kolarza przy winku. Kolarz dyskutował intensywnie z nową ekipą na temat rejonów wspinaczkowych, a my próbowaliśmy zrozumieć z tego jak najwięcej, jako że Marcin mówił po czesku.
Dzień dziesiąty
Na ten dzień mieliśmy wykupione bilety na samolot z Roma Ciampino, więc trzeba było się postarać by niczego nie zawalić z transportem. Mieliśmy nastawione budziki, ale i tak Kolarz obudził nas pierwszy. Zrobił nam pamiątkowe zdjęcie przed naszą boską przyczepą kempingową, szybko zebraliśmy graty i skorzystaliśmy z uprzejmości Marcina, który zawiózł nas na dworzec do Formii.
W kasie biletowej postanowiliÅ›my nie popeÅ‚nić bÅ‚Ä™du z jazdy w przeciwnym kierunku i kupiliÅ›my bilety na pociÄ…g regionalny, a nie InterCity. Do odjazdu pociÄ…gu byÅ‚o jeszcze dużo czasu, wiÄ™c porozglÄ…daliÅ›my siÄ™ po okolicy i dokonaliÅ›my kilku odkryć. ZaskoczyÅ‚o nas to, czego nie byÅ‚o widać w nocy – mianowicie nie mieliÅ›my pojÄ™cia, że stoimy o strzaÅ‚ z Å‚uku od morza, a znad dworca, w oddali, wystajÄ… oÅ›nieżone szczyty górskie. MiÅ‚Ä… odmianÄ… byÅ‚a też ruchliwość okolicy. Wrażenie pustoÅ›ci miasta zastÄ…piÅ‚ ruch ludzi dojeżdżajÄ…cych do szkoÅ‚y czy pracy, masa zaparkowanych skuterów, rowerów itp.
CzekaliÅ›my na peronie, kiedy przyjechaÅ‚ pociÄ…g, który jechaÅ‚ w pożądanym przez nas kierunku (Rzym). ByÅ‚ o pół godziny za wczeÅ›nie, wiÄ™c na 99% to nie byÅ‚ nasz, ale zgodnie z naszym wyluzowanym podejÅ›ciem to życia postanowiliÅ›my do niego wsiąść. W Å›rodku okazaÅ‚o siÄ™, że to nie nasz pociÄ…g (niespodzianka), bo oczywiÅ›cie wsiedliÅ›my do IC. Mimo to, konduktor byÅ‚ tak wyluzowany jak my (niesamowita zaleta WÅ‚ochów), i po prostu powiedziaÅ‚ nam, żebyÅ›my wysiedli na nastÄ™pnej stacji. Jako że byÅ‚ to ICek, to nastÄ™pnÄ… stacjÄ… byÅ‚a dopiero Latina. Tam okazaÅ‚o siÄ™, że jak mieliÅ›my pół godziny do naszego pociÄ…gu, to ze wzglÄ™du na ekspresowość ICka, mieliÅ›my już godzinÄ™ do odczekania. Ostatecznie udaÅ‚o nam siÄ™ wsiąść do pociÄ…gu regionalnego, który po raz kolejny zaskoczyÅ‚ nas „luksusem” w porównaniu do naszych lokalnych osobówek.
W Rzymie byliÅ›my rano, a samolot mieliÅ›my dopiero wieczorem, wiÄ™c postanowiliÅ›my zrobić sobie spacer po mieÅ›cie poÅ‚Ä…czony z poszukiwaniem taniego sprzÄ™tu foto. SprawdziliÅ›my o której mamy busa na lotnisko i udaliÅ›my siÄ™ na polowanie – zaczÄ™liÅ›my od jedzenia. PierwszÄ… myÅ›lÄ… byÅ‚a oczywiÅ›cie pizza, ale ciężko byÅ‚o znaleźć coÅ› „wyższej klasy”, wiÄ™c zjedliÅ›my coÅ› w niewielkiej, ale „masowej” pizzerii, którÄ… znaleźliÅ›my zaraz przy dworcu – nie byÅ‚a zÅ‚a, ale cud sztuki kulinarnej też to nie byÅ‚.
Po posileniu siÄ™ poszliÅ›my dalej. ZrobiliÅ›my spory kawaÅ‚ drogi chodzÄ…c bez żadnego planu czy pomysÅ‚u. SzliÅ›my trochÄ™ głównymi ulicami, trochÄ™ bocznymi… Ogólnie przyjemne wrażenie, zwÅ‚aszcza że w Rzymie byÅ‚a już wiosna, co byÅ‚o widać zwÅ‚aszcza po piÄ™knie kwitnÄ…cych drzewach, a w Polsce czekaÅ‚ nas jeszcze Å›rodek zimy. Sklepy z elektronikÄ… okazaÅ‚y siÄ™ być drogie w porównaniu z tym, co oferowali „prywatni importerzy” z Niemiec, droższe nawet niż w Polsce, wiÄ™c odpuÅ›ciliÅ›my sobie kupowanie tam czegokolwiek. ZnaleźliÅ›my za to targ, na którym kupiÅ‚em parmezan, który zamówiÅ‚ u mnie mój brat.
Po dojściu odpowiednio daleko doszliśmy do wniosku, że pora już wracać, a wracając trzeba spróbować kupić Colę, bo Adam był już na głodzie. Okazało się, że wcale nie jest to takie łatwe. Udało się to nam dopiero w hali targowej, gdzie na małych straganach można było kupić warzywa, owoce, ryby, drobne rzeczy AGD w stylu ostrzałek do noży, słodycze itp. W czasie drogi powrotnej Adam doszedł też do wniosku, że rodzice pewnie będą marudzić, jeśli wrócimy z Rzymu bez żadnych zdjęć zabytków, więc znaleźliśmy pierwsze coś, co wyglądało na zabytek (konkretniej był to pomnik), zrobiłem mu zdjęcie i uznaliśmy temat za zaliczony.
Pod dworzec dotarliÅ›my sporo wczeÅ›niej niż nasze plany. Na naszych oczach odjeżdżaÅ‚ poprzedni bus, postanowiliÅ›my do niego podbiec i spróbować siÄ™ na niego zaÅ‚apać – wsiedliÅ›my w ostatnim momencie. Po drodze mieliÅ›my zabawÄ™ pod nazwÄ… „rób zdjÄ™cia wszystkiemu, co wyglÄ…da jak zabytek”, co po chwili przyjęło absurdalnÄ… postać, dziÄ™ki czemu mamy zdjÄ™cia „zabytkowego wózka z dzieckiem” czy „zabytkowej witryny sklepowej z zabytkowÄ… bieliznÄ…”, ale też i zdjÄ™cie staro wyglÄ…dajÄ…cÄ… katedrÄ™.
Na lotnisku mieliśmy zapewnione kilka godzin czekania. Czas ten spędziliśmy leżąc na plecakach na chodniku przed terminalem, opalając się, co wywoływało dziwne spojrzenia, czemu się nawet nie dziwiliśmy, bo w końcu był to początek marca. Do hali weszliśmy dopiero, kiedy zrobiło się chłodno.
Lot mocno siÄ™ opóźniÅ‚, jak siÄ™ później okazaÅ‚o przez awariÄ™ samolotu. Taka informacja wywoÅ‚aÅ‚a nerwowe spojrzenia części współpasażerów. W czasie startu mieliÅ›my dodatkowÄ… atrakcjÄ™ w postaci wydzierajÄ…cego siÄ™ dziecka oraz pani, która stanowczo domagaÅ‚a siÄ™, aby rodzice tego dziecka je uciszyli. Po napatrzeniu siÄ™ na widok „WÅ‚ochy by night” od miÅ‚ej pani kupiliÅ›my drogie, ale dobre kanapki, zjedliÅ›my je i usnÄ™liÅ›my – obudziliÅ›my siÄ™ zaraz przed lÄ…dowaniem w Warszawie.
Szok termiczny byÅ‚ niesamowity – wylatywaliÅ›my przy +15 stopniach, lÄ…dowaliÅ›my przy -20. Każdy zaÅ‚ożyÅ‚ co miaÅ‚ przy sobie do ubrania, a i tak w autobusie okÄ™ciowym wszyscy siÄ™ trzęśli. DotarliÅ›my jakoÅ› do terminala, odczekaliÅ›my swoje przy wydawaniu bagażów i wróciliÅ›my do domów.
Epilog
Kilka losowych uwag na koniec.
Wyprawa byÅ‚a niesamowita. Wszystko byÅ‚o dla nas nowe, interesujÄ…ce. Wszystko byÅ‚o obce. Nie znaliÅ›my jÄ™zyka, ale to nie byÅ‚ duży problem – wbrew obiegowym opiniom dawaÅ‚o radÄ™ dogadać siÄ™ ze wszystkimi po angielsku, z lekkÄ… pomocÄ… migowego.
Koszty wyprawy były niewielkie, a byłyby mniejsze gdyby nie np. wspomniane wyżej kupowanie biletów na ICka, a jechanie regionalnym. Na pewno sporo pomógł nam fakt, że cięższy sprzęt i kartusze gazowe mogliśmy dać znajomym do samochodu, ale jadąc w więcej osób i śpiąc już tylko w przyczepie można było odpuścić sobie namiot i gaz, a zamiast tego spakować szpej.
WÅ‚osi majÄ… bardzo luźne podejÅ›cie do życia, ale jak siÄ™ wkurzÄ…, okazujÄ… to bardzo wybuchowo – warto zapamiÄ™tać, pomaga to w kontaktach miÄ™dzyludzkich. Warto jest nie przejmować siÄ™ za bardzo – to też pomaga.
Å‚ooo, opis po roku – szacun 😀
Nawet prawie po dwóch latach 😉 Ale przyznam siÄ™, w czasie wyjazdu robiÅ‚em sobie takie „hasÅ‚owe” notatki na komórce, do tego zdjÄ™cia sporo przypominaÅ‚y 🙂