KoÅ„czy mi siÄ™ powoli trzeci semestr magisterki, i powiem szczerze, że coraz bardziej mam dość tych studiów. „Za dawnych czasów”, czyli na „pierwszym stopniu”, to to jakoÅ› wszystko miaÅ‚o sens – siedziaÅ‚o siÄ™ caÅ‚y dzieÅ„, wiÄ™c jakoÅ› siÄ™ trzymaÅ‚o z ludźmi, rozmawiaÅ‚o, bo byÅ‚y przerwy. A teraz, jak przychodzÄ™ dwa razy w tygodniu na jedne zajÄ™cia, to nie ma przerw, w czasie których mógÅ‚bym z kimÅ› pogadać. JakieÅ› bliższe kontakty utrzymujÄ™ tylko z ludźmi, których poznaÅ‚em na studiach inżynierskich i jeszcze studiujÄ… (bo ja mam rok „obsuwy”). Jeszcze na tym semestrze byÅ‚y sensowne przedmioty, ale na poprzednich – masakra. DostawaÅ‚o siÄ™ do zrobienia projekty, oddawaÅ‚o, i tyle. Takie studia to mogÄ™ sam sobie zorganizować, bez pÅ‚acenia za to. Plus mógÅ‚by być taki, że mam wszystko na bieżąco zaliczone, ale niestety, nie ma tak dobrze. Przez jednego miÅ‚ego pana, który niedotrzymuje obietnic, jestem jeden przedmiot do tyÅ‚u. Przedmiot, z którego brakowaÅ‚o mi 0.4 pkt (na 60), żeby zaliczyć. A teraz – nie mogÄ™ siÄ™ bronić przed wakacjami, bo na marzec musiaÅ‚bym mieć „czyste konto”. MuszÄ™ zapÅ‚acić za powtarzanie przedmiotu. Nie wiadomo, czy przedmiot zostanie zorganizowany w semestrze letnim – jeÅ›li nie, to bÄ™dÄ™ miaÅ‚ studia przedÅ‚użone o przynajmniej pół roku. A jak bym miaÅ‚ magistra to podwyżka i dodatkowe dni urlopu w pracy.
Byle to wszystko zaliczyć…